środa, 29 maja 2013

Great Ocean Road ... i takie tam

 Jako, że w dalszych planach był camper, z kierownicą po stronie pasażera, a do tego o kilka metrów dłuższy od standardowego auta, postanowiliśmy wypożyczyć coś małego i z automatyczną skrzynią biegów, żeby pan kierowca mógł się skupić na wdrożeniu się w jazdę po lewej stronie drogi, bez rozpraszania się na zmianie biegów i innych mało istotnych czynnościach :)


Pierwszy kontakt z kółkiem po tej stronie bolidu. - Za nic w świecie nie wypuszczę tej kierownicy!!

 Znaleźliśmy Holdena Barinę, której starsze wersje do złudzenia przypominają dobrze nam znaną Corsę.


Nasz mała, czerwona, z automatyczną skrzynią biegów i na aluskach Barina.


 Plan wycieczki prosty, pojeździć po okolicy. Najlepiej zobaczyć wszystko co się da i wrócić najpóźniej w ciągu trzech dni do Melbourne, żeby coś jeszcze przed odlotem pozwiedzać. Padło na Great Ocean Road. Ruszamy na zachód!! ... a później się zobaczy.

Początki były trudne bo na autostradzie zjazdy, rozjazdy i dojazdy są po innych stronach niż w Europie. Co tu dużo ukrywać, przegapiłem zjazd no i trzeba było gdzieś nawracać, ale po paru próbach wydostali my się z metropolii na drogę w kierunku właściwym i od razu nam się buźki rozweseliły. To co później ujrzeliśmy przeszło nasze oczekiwania i pewnie zdjęcia tego piękna nie oddadzą ;)


a na drodze fajnie jest! świat zza szyby samochodowej


Pierwszy kontakt z oceanem zapiera dech w piersiach, człowiek ma ochotę ciągle się gdzieś zatrzymywać, oglądać, robić zdjęcia, a nawet się popluskać; ogólnie mówiąc delektować się krajobrazem i klimatem. Na szczęście regularnie występują liczne zatoczki (czytaj punkty widokowe) dla spragnionych wrażeń postojowiczów i oglądaczo-siędelektowaczy. Dodatkowo raz na jakiś czas droga dochodzi do oceanu i można wjechać na prawie bezludną plażę. Mimo iż odwiedzaliśmy to miejsce w pierwszym tygodniu stycznia, co jak sądzę oznacza w Australii high season, to na pierwszej z plaż naliczyliśmy chyba do dziesięciu osób oprócz nas :D
 Robi to niezłe wrażenie, zwłaszcza jak ktoś ma dość przeludnionych plaż europejskich czy znad rodzimego Bałtyku.

Cała trasa biegnie nad Oceanem Antarktycznym zwanym po naszemu Południowym. Swoją drogą zawsze myślałem, że na świecie mamy trzy oceany (Spokojny, Atlantycki i Indyjski), ale jak podaje encyklopedia PWN ten czwarty też się uzbiera z pozostałych ;) (a za Wikipedią znajdzie się jeszcze jeden zwany Arktycznym).


Pierwszy kontakt z plażą, I'm in heaven :)

...  no może trochę chłodem zapodawało znad Antarktydy.


Niedzielne pustki na plażach :)


Pójdźmy dalej za tę skałę, tam gdzie oceanu fale obmyją nam stopy ... całe ;)


oooo, nadciągają wymarzone fale!


Nie mogłem się powstrzymać przed zanurzeniem się w oceanu otchłanie. Tu akurat był chwilowy odpływ :P





... a Małgorzata obserwując moje pląsy wypatrzyła coś ciekawego na horyzoncie...





... obcy są wśród nas? A mówili, że jesteśmy jedyni we wszechświecie! ;)




Wiatr we włosach i ... gęsia skórka na rękach mimo słonecznej pogody :P





A cóż my tam u góry mamy?




.... aaaa, słońce w zenicie :D




... a za skała znaleźliśmy tę o to kolonię małżowatych żyjących w symbiozie z jakimiś porostami.


Chwilę później wsiedliśmy ponownie do naszego czerwonego Holdena i ruszyliśmy w kierunku zachodzącego (ale to za parę godzin) słońca. Osobiście polecamy ten kierunek zwiedzania Great Ocean Road, gdyż większość zatoczek i punktów widokowych znajduje się po południowej (lewej) stronie drogi, a jak pamiętacie Australijczycy montują kierownice po złej stronie samochodu, więc ten kierunek jazdy, daje możliwość łatwiejszych i bezpieczniejszych zjazdów na pobocze, w celu podziwiania coraz to bardziej zapierających dech w piersiach widoków.

sobota, 9 marca 2013

Ciąg dalszy dnia pierwszego.


Pokręciliśmy się cały dzień, to tu to tam, delektujące się widokami, słońcem, naturą, sztuką uliczną, tubylcami i wszystkim tym, co po drodze napotkane. Trzeba dodać, że mimo iż środek lata i słonce w zenicie, to Melbourne zaliczyłbym raczej do chłodniejszych miast. Ponoć wpływ Antarktydy, ale tego to nawet najstarsi górale nie są w stanie potwierdzić ;)


Meeting Place ... i wcale nie Wrocław, a główne wejście do Flinders Station z widokiem na St Paul's Cathedral.

Sztuka uliczna uczy, bawi, śmieszy i ostrzega nieprzytomnych obywateli.
 
Princes Bridge na rzece Yara.

Yarra Yarra  znaczy 'ever flowing' w języku Wurundjer. Cokolwiek to znaczy w naszym języku ;)


Rajskie ogrody Ewy... znaczy się Małgorzaty ;)
Rajskich klimatów ciąg dalszy.





Jedno z drugim się ładnie komponuje dając przyjemny, chilloutowy klimat w mieście.

Widok na Eureka Tower.

Widok na CBD (central business district) od strony Shrine of Remembrance.


Gruchające gołąbki :P





Żona na obejściu posesji.


Shrine of Remembrance - ofiarom wojen





Gumtree  zwane przez nas eukaliptusem. Rośnie wszędzie, a do tego jak kwitnie :)

Fontanna na północ od centrum przy Spring St. Niestety nazwa nam uciekła z głowy, a może jej w ogóle nie było :D




St. Peter's Church.



Stowarzyszenie Umarłych Poetów, ...znaczy się poetów: Victorian Artists' Society.




St Patrick's Cathedral :)




To co powyżej widziane zza krzaka i z CBD w tle :P





Chmury wyglądają ciekawie, jednak negatywnie wpływały na odczuwaną przez nas temperaturę ;)




Taaaak, to moja katedra ... i fontanna tyż do mnie należy ;)




State Parliament House.




China Town, nie powiem jakoś nas rozczarowało.






A ta ulica (Bourke St) kojarzy mi się zawsze z San Francisko, mimo że nigdy nie byłem ;)

Kompilacja tego co australijskie: zwierzaki, krzaki, aborygeńskie wzorki i Santa Coala w zaprzęgu z kangurów :)

... a na to wszystko przydałoby się trochę...

Dla zainteresowanych większą ilością fotek polecam link do zdjęć z Melbourne autorstwa własnego, a raczej w głównej mierze mojej lepszej połowy czyli Małgorzaty :).

sobota, 16 lutego 2013

Melbourne - fascynujące i z klimatem, miasto ...


... artystów, Gregory'ego Davida Robertsa, Australian Open, Victoria Market i polskich akcentów, ale o tym później.




Po dotarciu na miejsce i długim spacerze (w Australii każdy dystans widziany na mapie jest o wiele dłuższy niż analogiczny odcinek na kartach europejskich planów miast) do hotelu udaliśmy się na wymarzony spoczynek, pełni nadziei na szybkie opuszczenie z rana pokoju w celu wiadomym - zobaczyć jak najwięcej się da! Swoją drogą hasło to powinno stać się mottem przewodnim naszej australijskiej przygody ;)

Mimo ambitnych planów ciężko się wstawało a do tego zainteresowała nas wakacyjna australijska telewizja nadająca programy ze słonecznych plaż. Wyjście z hotelu nastąpiło z małym poślizgiem ale i tak dzień był udany i obfitował w wiele wrażeń.






Mieszkaliśmy na Hawke St więc do centrum chadzaliśmy urokliwą ulicą Victoria St.

Flinders Station - miejsce spotkań wielu pokoleń mieszkańców Melbourne.


Klimat świąteczny i darmowy tramwaj turystyczny. Czego chcieć więcej? :P

Klimatycznie....

 

Handlowo....


Staromiejsko....



Nowomiejsko....



Artystycznie....




Oreintalnie...



Luksusowo....



i zielono ....



a w środku tego wszystkiego my :D



...ale o tym to już nie dzisiaj :P

Dzień się jeszcze nie zakończył więc przy najbliższej okazji kolejna porcja gorącego materiału z gorącej australijskiej ziemi. Chociaż szczerze powiedziawszy Melbourne bym nie zaliczył do najgorętszych miejsc na świecie czy na Antypodach. Jak się słońce wzięło i nam za chmurami schowało było, to człowiekowi wychładzało się to i owo i marzył o długim rękawie, mimo iż środek lata w kalendarzu stał :)


No i na koniec coś czego nie da się pojąć dopóki się na własne oczy nie zobaczy: Right Turn From Left Only czyli tzw. skręcanie w prawo na agrafkę. Chyba to mnie najbardziej fascynowało przed przybyciem do Melbourne :P

Skręcanie w prawo na agrafkę - w rzeczywistości działa całkiem nieźle  pod warunkiem, że w kolejce czekają nie więcej niż 2 auta ;)